czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 6 Niektóre rzeczy rozwiązują się same, a inne nie


  Ginny przewracała w skupieniu kartki. Patrzyła jak z upływem stron zmieniało się pismo przyjaciółki. Pierwsze zapisane były koślawo. Jeszcze niepewną ręką.  Ale z każdą stroną było lepiej. Litery zawierały coraz więcej zawijasów, a słowa przybierały pełną formę. Ale co ona właściwie robi? Miała znaleźć chłopaka z balu, a nie bawić się w kaligrafa. No początek wypadałoby wykluczyć paru. Gryfonka czytała nazwiska : Lounell, Marshal, Davis... Davis?! Przecież on skończył Hogwart 5 lat temu... Lorena nie mogła tego robić w pierszej klasie. A jednak... Nie rostrząsając tego przeglądała dziennik dalej. Golderoy Lockhart. Też pierwsza klasa, ale żeby z nauczycielem? Może i Lockhart miał słodkie, złote loczki. Miał jedną wadę: był idiotą. No, ale trudno. Ginewra nie przerywała poszkiwań.  Huchenstan, Ednouton, Cowelly, Weasley... Weasley?! Ale który? George Weasley. Cechy charakterystyczne: nadgryza ... O fu! Rudowłosa wzdrygnęła się. Nie będzie czytała o swoim bracie posuwającym Lorenę. Już i tak dość miała przeżyć. Szybkim ruchem przerzuciła kartkę. I następną. I jeszcze jedną. Mniej więcej w połowie zaczęły pojawiać się bardziej znane nazwiska. Dean Thomas. Tego Gryfonka nie musiała czytać. W końca sama z nim była przez pewien czas. Ooo... zaczyna się robić ciekawie. Blaise Zabini. Wykrzyknik przy : "UWAGI". " Słabość do włosów. Obcina pukiel." Dziwne, bardzo dziwne... Ale w sumie Ginny zrobił to samo. Oczywiście poza stosunkiem. Ale włosy odciął. Czyżby feteszysta włosów? Jakich ciekawych rzeczy o uczniach można się dowiedzieć... Następna strona. Teodor Nott. Czyżby rozdział o Ślizgonach? Bla, bla, bla malinka na stopie... Nie. Ginny na pewno nie spała z Nottem.  Następny. Dracon Malfoy. Wykrzyknik przy "Zaspokajanie potrzeb". Czyli jak praktycznie każdy. Zero cech szczególnych, poza dopiskiem "Istny raj". Może będzie lepiej jak Ginewra nie zapyta co miała na myśli Lorena...
  Ginny szukała dalej. Przejrzała cały dziennik i... i nic. Kompletny brak postępów. Dziewczyna liczyła, że jak przeczyta o chłopaku może zrozumie kim on może być. Teraz widziała, że jej posunięcie było bezsensowne. Sam pomysł Demelzy i Loreny był dobry, ale nie w jej przypadku, bo chłopak był... hmm... po prostu normalny. Cudowny, ale nie jakiś charakterystyczny. Po prostu wspaniały, ale normalny.
- I? - spytała zaciekawiona Demi.
- I nic. Nie rozpoznam go po tym- odpowiedziała Ginewra dłonią wskazując na dziennik.
- No tak... nie wszystkich da się rozpoznać po suchych opisach, choć w ich pisanie wylałam dużo emocji- Lorena uśmiechnęła się do własnych wspomnień. Ginny wymieniła z Demi zażenowane spojrzenia. Są momenty, wktórych lepiej zostawić kogoś samego. - Dziewczyny! Nie uciekajcie!
Gryfonki stanęły w miejscu w połowie kroku.
- Jesteście niepoważne z tym swoim strachem- Lorena przejechała pomadką po ustach.- Jeśli nie udało się w ten sposób znajdziemy inny.
- Ale jaki?- Ginny nie miała pewności co do planów Krukonki. Z nią nigdy nic nie wiadomo.
- Och, Gin-Gin... Jutro jest niedziela. Mecz. Mówi ci to coś?
- Że będę musiała wcześniej wstać, żeby zrobić rozgrzewkę i dobrze zagrać?
- Ale nie tylko ty... A w tym momencie mogę się założyć, że jakaś drużyna trenuje.
- No i co dalej? - Ginny nadal nie rozumiała Loreny.
Simulus teatralnie wywróciła błękitnymi oczami.
- Grają najlepsi chłopcy. Zobaczysz ich posturę, sposób poruszania się i wzrost. Da ci to ogólny zarys kto to może być.
Dziewczyny popatrzyły na Lorenę. Zakładała kabaretki i trapezową, niebieską sukienkę. Roztrzepała włosy, po czym spojrzała wyczekująco na przyjaciółki.
- Na co czekacie? Gin... Chyba nie pójdziesz tak ubrana?
- Ale co jest nie tak?- ruda spojrzała na swoje rurki i  t-shirt z nadrukiem jakiejś mugolskiej kreskówki.
- Na prawdę chcesz tak znaleść swojego księcia z bajki? W jeansach?
- Mi w nich wygodnie- Ginny przejechała palcami po włosach. Nikt nie będzie jej mówił jak się ma ubierać.
- No to okey- Lorena wzruszyła ramionami.- A teraz się pośpieszmy.
Uczennice wyszły z dormitorium i przeszły cały zamek kierując się na boisko do quidittcha. Na miejscu wybrały trybuny i na nich usiadły. Lorena z niezwykłą gracją, zakładając nogę na nogę. Popatrzyła karcąco na Ginny, która w przeciwieństwie do niej wybrała najbardziej wygodną, ale niekoniecznie efektowną pozycję. Rudowłosa opierała głowę o oparcie, a nogi wyciągnięte do barierki skrzyżowała przy kostkach. Na dezaprobatę w oczach krukonki zareagowała tylko nikłym uśmiechem. Była zbyt zajęta obserwowaniem treningu, by coś odpowiedzieć. Drużyna grała naprawdę dobrze. Szybkie podania, celne strzały, ale oczywiście wybronione przez obrońcę. Jedynym problemem był fakt, że to nie drużyna Gryffindoru, a...
- Slytherin? Oszalałaś? Lo... - Demelza wydawała się załamana. Przecież nie znajdą nikogo godnego uwagi wśród ślizgonów.
- Może i nie, ale podpatrzymy ich technikę- uśmiechnęła się Ginny z dziwnym błyskiem w oku. Skoro nie może znaleść swojego ukochanego przynajmniej zwiększy szanse na wygraną nad domem węża. Poprawa humoru gwarantowana.
-Ej! Miałyśmy znaleść tego faceta, a nie mi tu oszukiwać. Bądźmy fair.
- Bo ty to akurat jesteś u Slughorn'a...
- Pisanie, a raczej przepisywanie esejów to oddzielna kategoria, a... Gin!
 Ginny przemykała między barierkami. Dziewczyny patrzyły na nią zdezorientowane, ale po chwili Demelza ze wzruszeniem ramion i szerokim uśmiechem podbiegła tą samą drogą do Weasley. Ruda zatrzymała się przy murze oddzielającym trybuny od boiska i zaczekała na Robbins. We dwie przesuwały się teraz przyciśnięte do ściany w kierunku wejścia do namiotu sędziego. Tam zawsze przed meczem spotykali się kapitanowie i pod okiem pani Hooch przygotowywali do rozpoczęcia meczu. Odbierali wyposażenie i różne takie. W czasie treningów to tam zwykle omawiano plan gry.  Dziewczyny przycisnęły policzki do chropowatego materiału. Był już trochę podniszczony. Przez warstwę brudu ledwo prześwitywał kremowy kolor. Dla Ginny na zawsze pozostanie zagadką jak to możliwe, że w ciągu jednej nocy zostaje tak gruntownie zmieniony. W trakcie meczy lśni nowością. A teraz... taki szaro-bury. I z pewnością nie przepuszczający żadnych dźwięków. Sfrustrowana Ginny nie zważając na mokrą trawę położyła się na ziemi. Delikatnie odchyliła materiał i przełożyła przez niego rudą głowę. Uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Drewniane krzesła, stojak i stół zawalony papierami. Nic więcej, a raczej nikogo na szczęście dziewczyn. Ginny ostrożnie przeturlała się do środka, dając znak Demelzie, by zrobiła to samo. Po chwili obie Gryfonki były w środku. Ostrożnie podeszły do stołu. Pergamin był cały pokreślony i ciężko było z niego cokolwiek rozczytać. Linie nachodziły na siebie nie tworząc niczego zrozumiałego dla uczennic. Ginny wyciągnęła rękę, by podnieść skrawek papieru z blatu. W ostatniej chwili powstrzymała ją Demelza. Z uwagą przypatrywała się stołowi. Zniecierpliwiona Ginewra ponowiła próbę uchwycenia pergaminu, ale Demi przytrzymała jej dłoń. W skupieniu pokazała drugą ręką na powietrze wokół papieru. Ginny z niechęcią spojrzała w miejsce wskazywane przez przyjaciółkę. Już miała skrytykować czarnowłosą, ale zauważyła coś. Delikatne przebłyski różowej poświaty. W zdumieniu zrozumiała, że jednak Ślizgoni nie byli tacy głupi jak jej się wydawało. Bo pozostawienie planów na wierzchu, jakkolwiek zakodowanych mądrym pomysłem nie było. No, chyba że jak w tym przypadku mieli barierę ochronną. Ginny wycięgnęła różdżkę z kieszeni spodni. Spróbować, czy nie? Nie znała zbyt wielu takich zaklęć. Łamanie zabezpieczeń to nie jej działka. Czy gdyby użyła złego zaklęcia mogłoby coś jej się stać? W końcu mimo wszystko miała do czynienia ze Ślizgonami, z których conajmniej połowa należała do Śmierciożerców. Ale nie na darmo była w Gryffindorze. Może tym razem ryzyko jej popłaci. Wyciągnęła rękę przed siebie. Mocno trzymała różdżkę w dłoni. Demelza spojrzała na przyjaciółkę pytająco. Ginny tylko pokręciła głową. Przygotowywała się do zaklęcia. Przerwały jej zduszone rozmowy i kroki. Z przerażeniem w oczach spojrzała w stronę wejścia do namiotu. Demelza pewnie zmieniła kierunek i teraz stała z różdżką wymierzoną w dziurę w materiale. Spojrzała na Ginewrę. To do niej należało podjęcie ostatecznej decyzji. Zostać na niezbyt przyjemną potyczkę z Domem Węża czy uciekać licząc, że ich nie zauważą. Weasley szybko oszacowała sytuację. Ślizgoni byli za blisko. Za pół minuty wejdą do namiotu. To za krótko. Zauważyliby wychdzące tyłem dziewczyny i mogliby zaatakować znienacka. Lepiej czekać, ogłuszyć najwięcej ile się da i pędzić w stronę zamku. Otwarty ogień, ale z elementem zaskoczenia na korzyść dziewczyn. Punkt dla Gryffindoru.
Gryfonki czekały w skupieniu na nadejście jeszcze niczego nie świadomych Ślizgonów. Głosy były coraz bliższe. Mogły rozpoznać nawet parę ich właścicieli. Głośna salwa śmiechu, a po chwili... znajomy chichot. Dziewczęcy i ociekający słodkością. Lorena.
-Na pewno wygracie... Blaise ,przecież ty nie potrzebujesz tylu treningów- Słysząc lizusowski ton Simulus Ginny powstrzymała odruch wymiotny. No, ale... Wygląda na to, że Krukonka starała się im pomóc.
- Ale dzięki nim jestem coraz lepszy. Nie tylko na boisku...- dramatyczne zawieszenie głosu, a po chwili znów śmiechy.
- O tym to się niedługo przekonamy- dziewczyny nawet nie widząc Loreny były pewne, że mówiąc to zarzuciła włosami, oparła się o ścianę (nawet jeśli namiotu) i popatrzyła spod rzęs prowokująco na Zabiniego.
Przypuszczenia Gryfonek najwidoczniej były słuszne, bo juz po chwili dało się słyszeć skandowanie Ślizgonów. Na pewno padło coś o pobijaniu rekordu i standardowe "znajdźcie sobie pokój".  Ginny nie miała zamiaru słuchac tego dłużej. Podążyła za Demelzą na drugi koniec namiotu. Tym razem to czarnowłosa pierwsza wyszła. Ruda zrobiła to zaraz po niej. Ostrożnie przeszły trybuny. Będąc już na otwartej przestrzeni pognały co sił w nogach do zamku.

* * *

- Za mamusię, za tatusia, za Charlie'ego.- Demelza karmiła Ginny wpychając jej łyżkę z jajecznicą do buzi. Dziś wielki mecz. Gryffindor vs Slytherin. To mecz o honor, o wszystko, a Weasley jak na złość nie chciała nic przełknąć. Akurat dziś, gdy musiała dobrze zagrać.- Za Bill'a, za Percy'ego, za Fred'a.
- Zaraz ci się rodzina skończy- westchnęła z irytacją Ginny w przerwie między kęsami. Była padnięta i lekko peddenerwowana. Liczyła już na poznanie tożsamości chłopaka,a tu nic. Może i prościej byłoby zapytać go prosto w twarz, ale... ale Ginny czuła, że byłoby to takie nie na miejscu. Właściwie to nie wiedziała czemu tego nie zrobi. Wiedziała tylko, że nie i tyle.
- Spokojnie. Zacznę wymieniać nauczycieli i uczniów- wyszczerzyła się Robins.- Za Georgre'a, za Rona i za McGonagall.
- Am, am skowronki.
- Ach, Lo... Nawet nie wiesz jak jesteśmy ci wdzięczne za to wczoraj- Ginny uśmiechnęła się widząc w rozmowie nadzieję na ominięcie karmienia przez Demi.
- Uwieżcie... Jest za co... No, ale macie nauczkę, żeby się słuchać starej Loreny, bo nie zawsze będę w pobliżu.
- No tak. Fair Play.
- Na pewno- Potwierdziła Demi.
- A wy co tu wogóle jeszcze robicie?
- Ale jak to?- zdezorientowana Ginewra spojrzała na blondynkę.
- Mecz jest o 10, a jest 9.30. Macie pół godziny na dotarcie do szatni, przebranie się i załatwienie tego wszystkiego, co przed meczem trzeba załatwić.
- Przecież mecz jest o 11.- odparła pewnie Demi.
- O 10. Wczoraj cała drużyna Slytherinu o tym mówiła.
- A to mendy! Przełożyli mecz i nic nam nie powiedzieli. Chcieli wygrać Valcoverem, ale się przeliczyli. Ja, Ginewra Molly Weasley na to nie pozwolę.
- Tak więc Ginewro Molly Weasley radzę się pośpieszyć.
- Jeszcze nas popamiętają- wykrzyknęła wybiegając z sali Ginny ciągnąc za sobą Demelzę.
Dziewczyny popędziły szybciej oo Krzywołapa Hermiony ścigającego Parszywka. Po drodze poinformowały resztę drużyny o zmianach. Razem z nimi dotarły do szatni i się przebrały. Gdy Usłyszały wywoływanie drużyn dumnie wbiegły na boisko.
- "A oto i druga drużyna. Domu Lwa. Powitajmy brawami: Dean Thomas, Ginewra Weasley, Demelza Robins, Octavius Malgmen, Romilda Vane, Marcel Odair i Sean Dartain.
3/4 trybun wybuchło oklaskami. Tylko Slytherin zareagował buczeniem.
- Kapitanowie podają sobie ręce. Co za emocje, to napięcie na ich twarzy. Zwiastuje zacięty mecz. Nikt nie odda łatwo wygranej. Pani Hooch wypuszcza piłki. Kafel od razu ląduje w rękach Blaisa Zabiniego. To dopiero chłopak. Kafel lgnie do niego jak dziewczyny. Omija bez przeszkód Seana. Niestety tłuczek od panny Vane był celniejszy. Zabini traci kafla. Piłkę przejmuje... Demelza Robins! Tyle ikry to jeszcze w żadnej dziewczynie nie widziałem. Nic sobie nie robi z Goyle'a, a powinna. Goyle przejmuje kafla. Podaje do... no przecież, że Zabiniego. Blaise wymija tłuczek i szybuje ku pętlom. Celuje i... Dziesięć: Zero dla Slytherinu!
Ginny latała nad boiskiem wypatrując najmniejszej, ale najbardziej pożądanej piłki. Jednak znicz lubił być kapryśny. Odnalezienie go na pewno nie będzie łatwą sprawą... Ruda krążyła na miotle słuchając wyniku. Pięćdziesiąt: trzydzieści dla Domu Węża. Niedobrze. Złapanie małej, złotej piłeczki byłoby teraz bardzo przydatne. Podleciała pod wieżę Hufflepuffu, gdzie mignęło jej coś złotego. Mało co nie zderzyła się z Malfoyem, który podleciał z drugiej strony.
- Uważaj Weasley!
- Chyba ty, Malfoy! I radzę ci, odsuń się.
- Bo co? Naślesz na mnie swojego faceta? Którego tym razem? A tak wgóle to zastanawia mnie jedna rzecz. Dużo ci płacą? Czy patrzysz na zyski bardziej takie jak wejściówki? Może ci po prostu dają drogie prezenty. Tak się sprzedawać...
- Na nic zaklęcia, pereł sznur. Me serce chroni tęgi mur- wyrecytowała Ginny z dumą w oczach łapiąc złoty znicz. To koniec meczu. Wygrała.
A młody Malfoy mało nie spadł z miotły.

~*~
Wiem, że długo nie pisałam. Kiedy to był ostatni rozdział? 3 października. Dużo przeszłam od tamtego czasu. Byłam zakochana, przez chwilę wydawało mi się, że z wzajemnością. Teraz już wiem, że dla niego nic nie znaczę. Trochę zajęło, zanim się pozbierałam i wzięłam w garść. Ale życie idzie dalej. Coś przychodzi, a coś odchodzi. Taka już kolej rzeczy. No, ale koniec o mnie, a czas o historii.
Teraz to chyba już nikt nie ma wątpliwości co do tego kim jest ukochany Ginny. Teraz muszę ich jeszcze trochę połączyć. Mam plan na dalsze chwile. Jak to się wszystko potoczy i powoli zaczyna mi się układać w głowie Bitwa o Hogwart. 
Ale to jeszcze daleko, daleko.
Wytrwałości, kochani
XX
Daisy D.

4 komentarze:

  1. LORENA RZĄDZI! xD
    Jako jedenastolatka przespać się z nauczycielem? No czemu kurna nie XD
    Co chwilę rozważam kandydaturę Blaisa na Ukochanego.. szanse wzrosły przy tym puklu włosów, ale spadły znowu jak Lo z nim flirtowała przed tym namiotem.. hmmmm a może mnie zaskoczysz zupełnie i stworzysz całkowicie nową postać? No nic, ale mam nadzieję, że nie będziesz mnie długo trzymać w niepewności.
    W każdym razie rozdział ciekawy, a już myślałam, że się nie doczekam nowego.
    Zapraszam do siebie:
    alyssa-adams.blogspot.com

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Jestem już prawie pewna kim jest tajemniczy chłopak :D Jestem ciekawa jak ich teraz do siebie zbliżysz i jak rozegrasz akcję z bitwą o Hogwart. Pomysł na ten dziennik świetny. Końcówka mnie powaliła :) Po prostu cudowny sposób na wygraną. Coś czuję, że Ślizgoni będą źli na Malfoya. Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam,
    Coffie

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwykle nie czytam tego typów blogów, ale ten jest wyjątkowy. I muszę przyznać, że od początku spodziewałam się sparowania Ginny i Malfoya. Mecz był super opisany, dzienniczek Loreny też. Kocham to opowiadanie i dodaję do obserwowanych blogów.
    /Julia Malik xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Na chwilę przenieśmy się w świat Marzeń i wyobraźmy sobie że tym tajemniczym Casanovą Był by Hagrid^^ Chrzanić Logikę i to że od razu zostałby rozpoznany Choćby miał 10 Masek i przebrań, To był by dopiero zwrot akcji ! Ale zostawmy to. Powiedz mi, jak ty to robisz ? U innych Blogerek/Blogerów Nawet jak rozdział jest Bardzo dobry, to mogę się czepnąć Literówek, ortografii, przecinków i innych tego typu pierdół a u ciebie... ni chu chu. Powiedziałbym, Iż Lorena jest odrobinę przekoloryzowana, Ale zapewne taka Już była W oryginalnej Sadze, Więc Nie mogę mieć o to wyrzutów. Ach, ja tam na to nie zwracam Uwagi, Ale Znam Pewnego Nauczyciela który za brak cudzysłowia obok cytatu ze Szczerą Radością w oczach by cie zasztyletował^^ Zapewne wiesz o kogo chodzi. Jednak jak zwykle odbiegam od tematu. Podsumowując Rozdziały 3-6 Bardzo mi się spodobały. Czekam na część w której Ginny dokładnie pozna chłopaka w masce (If u know what i mean) Jednak jak zwykle nie mogę u ciebie pohejcić, z czego jestem wielce Niezadowolony. Ale Zaraz przeczytam Bloga Twojej przyjaciółki, Może tam znajdę Gniota ostatecznego, Hańbę dla wszystkiego co zostało kiedykolwiek napisane, Ziemię obiecaną dla Hejterów... Pozdrawiam I Mam szczerą nadzieję że Poziom tego Bloga Spadnie

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy