piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 9 Wielkanoc Weasley'ów

   -GINNY!- darła się na cały sklep Molly Weasley.
Młoda Gryffonka zjeżyła się słysząc głos matki. Zawstydzona rozejrzała się po ciasnym pomieszczeniu szukając wzrokiem swej rodzicielki. Gdy tylko zobaczyła rude loki wołającej kobiety zaczęła przeciskać się między tłumem stojącym w kolejce. Z bolącym łokciem (torując sobie drogę uderzyła w metalową skrzynkę jakiegoś gburowatego czarodzieja) stanęła przed obliczem zirytowanej Molly Weasley.
- Wytłumasz bratu...-zaczęła spokojnie.- Że musimy kupić tę kiełbasę!- dokończyła krzykiem.
Ginny spojrzała zdezorientowana na brata. Bill Weasley stał z założonymi rękoma obok matki. Rude (jakżeby inaczej) kosmyki lepiły mu się do przepoconego czoła. Zdecydowanie przebywanie w zadusznym sklepie nie sprawiało mu przyjemności.
- Nie kupię tego rasistowskiego gówna- oświadczył. Jego zaciśnięte wargi tylko podkreślały, że łatwo nie zmieni decyzji. Z resztą tak było od zawsze.
- Bill...- zaczęła siostra. Chciała jak najszybciej wrócić do domu i mieć już za sobą te przeklęte, świąteczne zakupy.
- Nie- przerwał ostro najstarzy syn Weasley'ów. - Nie wydam pieniędzy na propagowanie takich poglądów.
Ginny rozejrzała się po pomieszczeniu. Miała nadzieję, że nie było tu żadnego Śmierciożercy. Nie potrzebne im były dodatkowe problemy przez zawziętość Billa.
- Czystokrwisty Szlachcic to zwykła, tradycyjna kiełbasa. Gdybyśmy nie robili zakupów na ostatnią chwilę moglibyśmy kupić inną, a tak po prostu nie mamy wyjścia- cedziła Ginewra. Po chwili dodała już łagodniej- Przecież wiesz, że tata nie wyobraża sobie Wielkanocy bez białej kiełbasy.
Bill nie wyglądał na szczególnie przekonanego, ale jednak... Wahał się. O tak. Zdecydowanie zaczynał mieć wątpliwości. Ginny musiała to wykorzystać.
- Bill... Nie chcesz chyba spędzić całych świąt patrząc na snującego się smętnie tatę bez swojej ukachanej, białej kiełbaski?
Zrezygnowany William wyciągnął z kieszeni porwanych jeansów kilka srebrnych monet. Podał je uradowanej Molly. Kobieta z uśmiechem na ustach przekazała je sprzedawczyni. Pulchna kobieta z wąsem zapakowała kilka pętek kiełbasy i podała je rudzielcom.
- Następny- przepitym głosem, jak automat pożegnała rodzinę.
Weasley'owie w mieszanych nastrojach opuścili sklep. Bill wcisnął zaciśnięte dłonie w kieszenie skórzanej kurtki, Molly trzymała torby z zakupami i podliczała wydatki, a Ginny wydawała się nieobecna duchem...

***

 - No to smacznego.
- Smacznego- odpowiedzieli Molly chórem zapatrzeni w swoje talerze Weasley'e.
A było na co patrzeć.  Z naczyń parowała z niezwykłym aromatem zupa o nazwie dość trudnej w wymowie. Żu-rek. Nie jest tradycyjną, angielską potrawą Wielkanocną i pewnie gdyby nie Janina Korszycka ( Ginny miała kiedyś zabawę polegającą na przeczytaniu nazwiska, Kołsyska? Kołrzjika? Mogła tak naprawdę długo), która była prababką Molly Weasley rodzeństwo nigdy by jej nie poznało. Zupa ta jednak wdarła się w tradycje rodziny Prewett i w ten sposób znalazła się na stole również rudej rodziny. I nie ma wątpliwości: niewątpliwie przypadła jej do gustu. Widać to było szczególnie po bliźniakach, którzy mając gdzieś wszystkie zasady dobrego wychowania siorbali potrawę z talerza. Fleur patrzyła na nich w milczeniu, ale z wyraźnym rozbawieniem w oczach. Ona sama z podejrzliwością dopiero zaczynała jeść zupę. Molly patrzyła na nich wszystkich troskliwym wzrokiem nakładając białej kiełbasy (dokładnie tej, o której było wczoraj tyle sporów). Z tej części posiłku najbardziej zadowolony był Arthur. Nie bawił się w nóż i widelec, wybrał palce. Tłuszcz kapał mu po rękach, ale gdyby nie karcące spojrzenie żony to by się tym specjalnie nie przejął. Wytarł dłonie w papierową serwetkę, podkasał rękawy i jadł dalej. Tylko Ginny nie miała apetytu. Bezmyślnie dziubała jedzenie łyżką słuchając rozmów przy stole.
- Jak tam chłopcy idą wam interesy?- zwróciła się do bliźniaków Molly.
- Przy stole...- zaczął George.
- Nie rozmawia się...- podjął Fred.
- O interesach- zakończyli chórem chłopcy.
- I bahłdzo shłuśnie. Mollii prziepyszna supaa- pochwaliła ze swoim francuskim akcentem Fleur.- Taka.. jak to się młówi? Nie na sodzień?
- Niecodzienna kochanie- poprawił Bill kładąc swą dłoń na jej smukłych palcach.
- Dziękuję shłońce. Nje sodzienna- powtórzyła w zamyśleniu.
- Tak, tak... Stary przepis. Ale miałaś na mnie mówić mamo kochanieńka.
- O łi łi.. znaczy tak tak.
- Ginny podaj mi sól, proszę- odezwał się w końcu znad swojej miski Arthur.
- Jasne- odparła ruda podając mu solniczkę.
Ginewra miała już dość tego posiłku. Wszyscy chcieli, żeby było jak zwykle w święta, ale tak nie było. Do braku Charlie'ego zdążyła się przyzwyczaić, ale Ron'a i Percy'ego? To nie było normalne. Przez to atmosfera mimo wszelkich starań musiała być dziwna i już.
- Dziękuję- powiedziała wstając i odnosząc do kuchni ledwo tknięte danie.
Molly wyglądała na zaniepokojoną.
-Skarbie... Nie smakuje ci?
- Po prostu nie jestem głodna mamo.
- Ginny, zaraz podam twoje ulubione ciasto. Jemu chyba nie odmówisz?
Patrząc na zachęcający uśmiech matki zdecydowała, że wmusi w siebie chociaż te przeklęte wypieki.
-Oczywiście, że nie odmówię- wymusiła na twarzy uśmiech. Miała nadzieję, że był przekonujący.
Najwyraźniej był, bo Molly nic już nie powiedziała. Poszła tylko po swoje popisowe ciasto. Położyła je na stole i ukroiła Ginewrze porządny kawałek. Patrząc na nie młodej Gryfonce całkowicie odechciało się jeść, ale trudno... Nie chciała przecież, by mama zaczęła się martwić. Pani Weasley już dość miała trosk i smutków.
- Przepyszne- pochwaliła rodzicielkę. Rodzicielka odwzajemniła się szerokim uśmiechem.
- To ja tłesz popłoszę- Fleur ledwo zauważalnym ruchem odsunęła od siebie talerz z niedokończoną zupą. Najwyraźniej danie nie przypadło jej do gustu.
Ginny starała się jak najszybciej skończyć jedzenie. Jeszcze tylko jeden kęs i...
- Dziękuję, ja już pójdę do siebie- mówiąc to wstała od stołu.- Powinnam dokończyć esej. W końcu już za dwa dni wracam do Hogwartu...- zaczęła tłumaczyć się Ginewra.
Pani Weasley spojrzała niepewnie na męża.
-Arthur... Ty jej powiedz.
- Ty na to nalegałaś. Ty to powiedz.
Molly wydawała się rozczarowana. Z irytacją odwróciła się od małżonka. Jej spojrzenie powędrowało do córki.
- Ginny, kochanie... Wspólnie z tatą zdecydowaliśmy, że ta szkoła nie jest już w ogóle bezpieczna. Nie wrócisz do Hogwartu.

Obserwatorzy