- Ginny!
- Co?- zdezorientowana Gryfonka rozejrzała się po pomieszczeniu. Kilka kroków przed nią siedziała Demelza. Patrzyła na nią z zainteresowaniem w kocich oczach.
- Jesteś taka... hmm... Rozmarzona?
Ginewra spojrzała na nia zaskoczona. Wcale nie marzyła. Po prostu wspominała noce w pokoju życzeń. Ale tego przecież Robbins nie mogła wiedzieć.
- Gdybym cię nie znała pomyślałabym, że- przerwała niepewnie spoglądając na przyjaciółkę.- że jesteś zakochana- kończąc zdanie Demelza zaśmiała się.
- Nie jestem. Miłość nie istnieje- odparła z ogniem Ginny. Miłość, nie jest jej potrzebna do szczęścia. Ma inne sprawy na głowie.
- A w nocy to idziesz podlewać gumijagody- Demi jak zawsze się uśmiechała.
- Byłam w dormitorium.
- Od trzeciej, a wcześniej...- Robins znowu wybuchła niekontrolowanym chichotem. Ginny czekała, aż przyjaciółka się uspokoi. Po dłuższej chwili, wciąż się szczerząc Demi zapytała- No, to kim jest twój wybranek?
- Miałam ich kilku...
- Ginewro Weasley. Przypomnij mi proszę swoją zasadę.- Gdy rudowłosa nie odpowiedziała Robins zrobiła to za nią- Z chłopakami spotykam się do godziny 22. Potem chce mieć czas dla siebie i przyjaciół. Nie chce mieć nie przespanych nocy. Twoje słowa, a jednak dla Pana tajemniczego to zrobiłaś. Serio jest taki cudowny?- Ginny znów milczała- Na halki Helgi! Ty się zakochałaś!
- Niee...- Ginny nie była pewna dawno nie czuła miłości w sercu. Czyżby już nadeszła? I nie powiadomiła jej?
-Taak- czarnowłosa była tego pewna.
- Może. Szczęśliwa? Powiedziałam to. MOŻE się zakochałam. Może.
- Na pewno. Kim on jest. Muszę mu złożyć gratulacje. Roztopił niezniszczalne serce Weasleyówny- Demi znowu się uśmiechnęła pokazując wszystkie zęby.
- Nie wiem kim on jest.
- Ginny.- Robbins spojrzała na nią poważnie.- Nie wmówisz mi , że nie wiesz kim on jest. Nie uwierzę ci.
- To radzę to zrobić. Ja naprawdę nie wiem kim on jest. On nie wie kim ja jestem. W ten sposób to działa. Spotykamy sie tylko w nocy. Jakbym go minęła na korytarzu bym się nawet nie zorientowała.
- Ale przecież go widzisz. Chyba, że to duch- Demelza wydawała się naprawdę zgorszona tym pomysłem.
- To było na balu. Mieliśmy maski. Uciekając przed Nevillem wpadłam na niego. Zaczęliśmy tańczyć, a potem zaprowadził mnie na łódkę. Dalszej części nie pamietam. Demi! Przestań się szczerzyć! To nie jest śmieszne. Nie mogłam przestać o nim myśleć i poszłam do pokoju życzeń. Za jakiś czas pojawił się tam on i od tygodnia się spotykamy.
- To takie romantyczne. Nie wiecie kim jesteście. A mimo to go kochasz...- Ginny słysząc to posłała jej jedno ze swoich najgroźniejszych spojrzeń.- To musi być prawdziwa miłość.
Młoda Weasley nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać. Lubiła Pana Tajemniczego. Przede wszystkim za to, że był dla niej zagadką. I wolałaby, aby tak pozostało. Bała się, że czar pryśnie gdy dowie się kim jest. Nie będzie to wtedy tak... emocjonujące.
Demelza zaklaskała w dłonie przerywając rozmyślania Ginny.
- To ruszamy!
- Ale gdzie?- ruda była zdezorientowana. Czyżby nie dosłyszała czegoś z rozmowy? Albo znowu się wyłączyła?
- Jak kto gdzie? Musimy dowiedzieć się kim jest twój kochaś. Bo ustaliłyśmy, że nie jest to jakiś trol czy uroczy gumiś- nie ma co. Humorek jej dopisywał.
- To w takim razie po co idziemy? Pomyśleć możemy i tu.
- Nie bój się. Zaraz się dowiesz- Demelza szelmowsko się uśmiechnęła otwierając drzwi.
***
- To zdecydowanie zły pomysł- Ginny zacisnęła drobne dłonie w piąstki. Nie trudno odgadnąć, że plan przyjaciółki nie przypadł jej do gustu.
- Nie zły, tylko skuteczny. Wszyscy będą zadowoleni, a my się dowiemy kim jest twój Romeo- na pytające spojrzenie rudej tylko machnęła ręką.
Ginny pewnie nie dałaby spokoju zielonookiej gdyby nie postać wspinająca się na schody. Kroki były coraz bliżej i już po paru sekundach Gryfonki mogły ujrzeć maleńkie, na oko jedenastoletnie maleństwo patrzące z przestrachem w dużych oczach na dziewczyny przed sobą.
- Hej, skarbie- głos Demelzy przyprawiłby o mdłości nawet cukierkowego jednorożca. Robbins była cudowną aktorką. Nie to, żeby kogoś nie lubiła. Pajała wprost nadmierną miłością do każdego stworzenia żyjącego. A nawet nie tylko. Do książek też gadała.- Odpowiesz maleńka na zagadkę kołatki, co? My z koleżanką prześlizgniemy się cichutko i nie będziemy nikomu przeszkadzać. Chcemy tylko pożyczyć od jednej dziewczyny książkę. To chyba nic złego?
- Mogę wam przekazać.
Proszę, proszę. Tak się kończy dobroć. Trochę malucha rozpieścisz, a on już szarżuje. I widzisz Demi co narobiłaś? Teraz dzieciak nie odpuści. Trzeba mu było na początku nagadać i lekko przestraszyć. Wtedy by się nie wahało i od razu wpuściło. Chociaż dla mnie to lepiej...
Ginny uśmiechnęła się do własnych myśli. Faktycznie mała Krukonka w niewiedzy jej pomagała. Tylko co na to Demelza? Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Czarnowłosa z uparciem dążyła do celu. W tej chwili pochylała się nad dziewczyną i szeptała jej coś na ucho. Ginewra zrobiłaby wszystko, by móc usłyszeć co powiedziała Robbins. Najwidoczniej coś mocnego, bo pierwszoklasistka otworzyła szeroko oczy i jeszcze bardziej przerażona rozejrzała się w około. Upewniwszy się, że są sami spojrzała na starsze uczennice.
- Bbęddę miała kłoppoty, jaak to powiecie. Proszę...
- Dobrze kochanie. Po prostu nas wpuść. My też nikomu nie życzymy tego losu- Demi uśmiechnęła się z wyrozumieniem.
Że co? Co ona jej na wszystko co dotknęła broda Merlina nagadała?!
Mała podeszła do drzwi. Wredna kołatka zadała zagadkę. Ginny nawet nie truła sobie głowy jej usłyszeniem. Teraz myślała jak uciec. Byłoby to łatwe, gdyby nie Demelza mocno trzymająca ją za rękę. Nie widząc sposobu westchnęła głośno. Co miała robić? Musiała sie poddać... Chociaż z każdą chwilą bała się bardziej. Wchodząc do Pokoju Wspólnego Ravenclaw'u spytała:
- Jak ją namówiłaś? Nie wydawała się skłonna do współpracy.
- Powiedziałam jej do kogo idziemy - odparła czarnowłosa uśmiechając się.
I wtedy ruda przestała się dziwić, że krukonka była tak przerażona. Sama miała podobne uczucia.
- Lo!- Demi przybrała jeden ze swoich najsłodszych tonów.
Z początku Ginny nie zauważyła dziewczyny. Dopiero po chwili spostrzegła Krukonkę. Siedziała w kącie okrakiem na jakimś chłopaku. Słysząc swoje imię oderwała się od lizania go po szyi i rozejrzała się po pomieszczeniu. Gdy zatrzymała wzrok na Gryfonkach na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Melzia! Gin-Gin!
Chyba nikt nie wymyślił im równie kretyńskich zdrobnień. Po chwili Dziewczyna wstała z chłopaka ukazując im się w całej okazałości. Wielka i legendarna Lorena Simulus. Metr 73 wzrostu. Nogi po szyje. Doskonałe proporcje i wieńczące wszystko złote loki. Tak, Lorena była chodzącym ideałem, przykładem kobiecości. Jedynym jej minusem było bycie taką... barbie? Nie wiedzieć czemu upatrzyła sobie na powierniczki swoich tajemnic Demelze i Ginny. Temperament młodej Weasley nie jest tajemnicą i prawdopodobnie uciszyłaby kiedyś pannę Simulus nie aprobowanymi przez szkołę sposobami gdyby nie spokojna jak zawsze Demi. To dzięki przyjaźń między Gryfonkami, a Krukonką jakoś funkcjonowała.
- Och Lo... - Demelza cmoknęła blondynkę w policzek. Ta odwzajemniła się tym samym obu koleżankom. Brunet na fotelu nie wydawał się zadowolony z takiego obrotu sprawy. Próbował przyciągnąć na siebie uwagę Simulus, ale ta go świadomie ignorowała.
- Co was sprowadza? Dawno nie byłyście w Wieży Ravenclaw...- nikt nigdy nie rozumiał dlaczego Lorena trafiła do domu Kruka. Z tego co wiedziała Ginny wybitnie inteligentna to ona nie była. Ale kto to wie? A może po prostu chodziło o fakt, że ma na imię podobnie co założycielka domu?
- Widzisz... jest mała sprawa...- słysząc słowa Demelzy Lorena uśmiechnęła się z satysfakcją.- Musimy poznać tożsamość jednego chłopaka.
Krukonka spojrzała na nie z uwagą, jakby nie pewna tego, co usłyszała. Widząc poważne twarze Gryfonek całkowicie olała chłopaka siedzącego wciąż w fotelu i przeszła wraz z przyjaciółkami do dormitorium. Usiadła na łóżku i dopiero zaczęła mówić.
- Czyj jest?
- Ginny- odparła z prędkości światła Demelza nie pozostawiając nic do dodania rudej.
Czekoladowe tęczówki napotkały baczne spojrzenie lazurowych oczu blondynki. Wtedy zrozumiała, że może jednak panna Simulus nie jest taka głupia jak się wydaje.
- Kochasz go?- pytanie wydawało się takie... nierealne...
- Tak- pewny głos zaskoczył samą Ginny. Przecież jeszcze jakiś czas temu nie była pewna, czy chce wiedzieć kim on jest, a teraz mówi otwarcie, że coś do niego czuje.
- A dosłownie?
- Ale jak?- Rudowłosa nie rozumiała co chodzi po głowie Krukonki.
- Fizycznie- westchnęła Lorena.
I nagle schodzone baleriny Ginny stały się bardzo ciekawym przedmiotem.
- I nic nie powiedziałaś?!- Demi rzuciła się z poduszką na stojącą sztywno Ginewrę. Ta chwilowo zdezorientowana się nie ruszyła, ale po chwili porwała poduszkę z sąsiedniego łóżka i oddała atak śmiejąc się tak, że Hagrida by obudziła.
Lorena spojrzała na nie z dziwnym wyrazem na twarzy. Taki jakby pół uśmiech, rozmarzenie...
Pod wpływem jej spojrzenia Gryfonki wstały z podłogi (Jakim cudem one się tam znalazły ?!) i podeszły do blondynki.
- Cechy charakterystyczne proszę...- powiedziała z uśmiechem wertując jakiś notes.
Ginny zerknęła z przestrachem na Demelzę. Najwidoczniej ona też nie rozumiała słów Krukonki.
- No błagam...- westchnęła Lorena- Naznacza cię? Gryzie? Ssie płatek ucha?- rudowłosa przerażona spojrzała na niebieskooką.- Masz! Przejrzyj i powiedz, który typ go opisuje- powiedziała rzucając jej notes.
Ginny zerknęła na treść zeszytu. Imiona, nazwiska i relacje. wow. Kto, by pomyślał, że Lo to zapisuje... Przekartkowała szybko notes. Trochę (baaardzo dużo) tego było...
Trochę czasu to zajmie...
~*~
Nie jestem do końca zadowolna z rozdziału, ale ... no cóż... jakoś bohaterom pomóc trzeba... W końcu kiedyś poznac się muszą. Choć u mnie lepiej by pasowało "zaraz" ... Trzymać kciuki, bo w tym tygodniu dostane wyniki testu (Dość ważnego) ... Rozdział powstał kosztem geografi, ale wiecie co? Jakoś mi nie szkoda...Dobra zwijam sie, bo znów mam przed sobą matematykę. Merlinie! Za co?
XX
Daisy D.
P.S.
Postać Loreny wyobrażam sobie jako Blake Lively. Mimo płytkości lubię pannę Simulus. Tylko wciąż nie mogłam jej jakoś dodać do historii... Teraz jakoś wyszło i dobrze, bo jest to dość ciekawy charakter.
Przepraszam, że tak późno komentuję, ale byłam w Danii na wymianie i dopiero przeczytałam. Lorena rzeczywiście ma bardzo ciekawy charakter :) Mam nadzieję, że w następnym rozdziale okaże się kim jest Pan Tajemniczy. Czekam niecierpliwie na nowy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duuuuuuuużo weny.
Coffie :)
No witam :D Znalazłam twojego bloga na katalogu opowiadań, a opis od razu mnie zaintrygował.
OdpowiedzUsuńW pierwszej kolejności muszę powiedzieć, jak bardzo mnie zaskoczyłaś. Myślałam, że ten cały bal to jest już w jakiejś przyszłości, kiedy Ginny jest dorosła i wgl. Ale faktycznie, wtedy trudniej by jej było znaleźć tego kolesia. Poza tym pierwszy raz czytam bloga, który opisuje wydarzenia w Hogwarcie, za czasu panowania Carrowów.. i bardzo mi się podoba w jaki sposób to przedstawiasz. Zdziwiłam się, że zgodzili się na bal, ale bardzo w ich stylu były te przygotowania do niego.. Crucio dla każdego źle tańczącego.. nieźle. Ja bym skończyła obolała xD
No i ta lekcja mugoloznastwa u Alecto.. Brutalna i straszna. Dobry pomysł na prowadzenie lekcji, odpowiedzi na jej pytania były ciekawe, no i potem ten temat xD czarodzieje kontra broń palna. No też się zastanawiam co według Alecto się wtedy robi. Rozwaliły mnie te zajęcia z dykcji, masakra jakaś..
Kurde tak nie po kolei jadę.. ale dobra. Opis sali balowej był magiczny <3
Poza tym podoba mi się Ginny. Jakoś nigdy też nie czytałam opowiadań w których była główną bohaterką. Fajnie, że zrobiłaś z niej taką wyluzowaną, z lekkim podejściem do seksu i używek, flirciarę. Jakoś mi to do niej pasuje.
A potem ta cała tajemnicza sprawa z Puchonką ;__; może ten sztylecik Zabiniego był czymś nasączony? A może to zupełnie coś innego.. hmm
Trochę mnie zaniepokoiła ta cała brutalna akcja, zwłaszcza, że mam wrażenie, że to Blaise jest tym Panem Tajemniczym.. A przynajmniej chciałabym żeby tak było, bo lubię jak się go paruje z Ginny. No ale ona chyba nie będzie miała do niego zbyt serdecznego podejścia po tym co jej prawie zrobił.
Jakimś cudem tą brutalną akcję z nożem opisałaś tak.. zmysłowo. Dlatego właśnie mam wrażenie, że to Blaise jest kochasiem Gin ♥
Ej ej, ale nie wiem czy dobrze zrozumiałam. Kiedyś James Potter zgwałcił Lily?! Błagam, w tym momencie mój świat legł w gruzach.
Ubawiła mnie ta sytuacja w Skrzydle Szpitalnym. Poppy myśli, że Ginny naćpana, Ginny myśli, że Poppy naćpana.. i coś się nie dogadały :D
Z miejsca pokochałam Lorene, jest dziwna i świetna. A jej dzienniczek partnerów to już w ogóle zajebisty jest.
Ogółem masz bardzo dobre pomysły i to jest wielki plus twojego opowiadania. Jak z tym eliksirem rozdymajacym na przykład :D
Czekam na kolejną notkę. Pozdrawiam, buziaki ;3