poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 3 Okrucieństwo nie zna granic

  Ginny z irytacją odgarnęła niesforny kosmyk rudych włosów z twarzy. Zapach pergaminu denerwował ją jeszcze bardziej. Snape nie znał litości. Zadał na jutro pięcio-stopowy esej. Gryfonka nigdy nie lubiła eliksirów. Pierwszą przyczyną był nauczyciel, a drugą... sam fakt, że trzeba było mieszać w kociołku. Jej mama zawsze chciała, by jej jedyna córka była wspaniałą kucharką.  Ale młodą Ginewrę bardziej ciągnęło do szopy z miotłami. Spędzała tam całe dnie. Patrząc, próbując, ucząc się. Od zawsze walczyła o siebie. Nie pozwalała sobą dyrygować. Dlatego zamiast siedzieć w kuchni latała na miotle. I nikt nie śmiał jej tego zabraniać. Chociaż długo udało jej się utrzymać to w tajemnicy. Ginny zrobiłaby wszystko byle uniknąć gotowania. Przecież rodzina miała już jednego kucharza. Bill... Zawsze pomocny i kochany Bill. Teraz z jego żartów śmieje się Fleur. Teraz to ona próbuje jego cudownych potraw i patrzy jak zmienia żarówki. Przynajmniej jest z nią szczęśliwy. To się liczyło najbardziej. Ginny głośno westchnęła chowając pergamin do torby. Nici z pisania. Przynajmniej w tym miejscu. Błonie zdecydowanie nie sprzyjały jej skupieniu. Fakt faktem, że w ogóle ciężko jej się na czymkolwiek skupić. Myśli zawsze pędziły po jej umyśle taranując wszystkie obowiązki. Jedynie prędkość i pęd wiatru przeganiały dzikie stada i pozwalały się skupić. Ale nie będzie przecież pisać eseju na miotle. Zaśmiała się cicho wyobrażając sobie jakby to wyglądało. Z lekko poprawionym humorem zaczęła zmierzać w stronę zamku. Odprowadzał ją beztroski śmiech uczniów.  Wchodząc do budynku poczuła przeraźliwe zimno. Typowe dla tak starych budowli. Nie potrzebna klimatyzacja. Grube mury oprócz ciepła nie przepuszczały również dźwięków. Tak, więc Ginny przemierzając korytarz słyszała tylko echo własnych kroków. Nie lubiła tej wszechogarniającej ciszy. Czuła się nieswojo. Ale oddałaby wszystko, by ta cisza pozostała zamiast niesamowitego krzyku, który dobiegał z końca korytarza. Ból był niezwykle słyszalny. Można było odczuć wszystkie emocje krzyczącego. Ból, poniżenie i nienawiść. Nienawiść, która z każdym tchem stawała się silniejsza. Która początek miała w cierpieniu. Ginny niewiele myśląc zerwała się do biegu. Jako, że była drobna i wysportowana nie zjaęło jej to dużo czasu. Podążając za cierpiącym głosem dotarła w ciemny zaułek. Zaułek zwany "Kątem Cierpień". Mało oryginalna nazwa, ale jaka trafna. Gdy działo się coś złego to tylko tam. Nikt nie wiedział, dlaczego akurat to miejsce oprawcy wybierają, by znęcać się nad ofiarą. Tak po prostu jest. To tu James Potter robił najgorsze kawały Severusowi Snape'owi.  To tu rodzeństwo Carrow stosowało najgorsze praktyki.Tu nie chodziło o widownię. Tu przywodziła czysta nienawiść.  Nienawiść bądź okrucieństwo. Chociaż te dwie rzeczy są ze sobą ściśle powiązane. Bo, by być tak okrutnym trzeba nienawidzić samego siebie...
Ginny już widziała odwrócone tyłem, śmiejące się twarze. A za nimi przerażający widok. Na ciemnej podłodze leżało rozrzucone ciało. Ręce i nogi skulone były w pozycji, w którą instynktownie wybieramy próbując uchronić się przed niebezpieczeństwem. Z licznych ran sączyła się krew. Posiniaczone kończyny drżały. Włosy lepiły się do głowy. Część nich leżała obcięta na podłodze w kałuży krwi. Po woli podchodząc bliżej Ginewra dostrzegała więcej szczegółów. Teraz miała pewność, że przed nią leży dziewczyna. Miała na sobie niegdyś biały, cienki podkoszulek na ramiączka i lekko podartą spódnicę. Peleryna, rozerwana koszula i czarno-żółty krawat leżały nieco dalej. Nie widziała jej twarzy, ale widziała łzy kapiące na brudną posadzkę, mieszające się z krzepnącą krwią. Nikt nie zasłużył na takie traktowanie. A ona miała pewność, że dziewczyna nie zrobiła nic złego. I że to jak zwykle sprawka Ślizgonów.  Delikatnie wyciągnęła różdżkę.  Wzięła ją przed siebie, skierowała w wyższego chłopaka i wypowiedziała zaklęcie:
-Expeliarmus!
Nie długo jednak tryumfowała. Po chwili uderzyło ją to samo zaklęcie i teraz stała bezbronna wiedząc jaki los ją czeka. Ale nie miała zamiaru poddać się bez walki. I nie mogła pozwolić, by jej pomoc była na marne. Przecież nazywała się Ginewra Molly Weasley. A ta dziewczyna nigdy nie odpuszcza.
- I co teraz?- Podeszła dumnie unosząc głowę.- Zrobicie mi to, co jej?
Dwóch chłopców, a raczej już mężczyzn odwróciło się w jej stronę. W blasku pochodni mogła rozpoznać ich twarze. Jedna pociągła, z wydatnymi wargami i ciemną skórą. Druga o kwadratowym podbródku oraz wilczym spojrzeniu. Zabini i Nott. Mogła się tego spodziewać. Brakowało tylko Malfoy'a, Crabbe'a i Goyle'a, a widziałaby najgorszych Ślizgonów, z którymi nie od dziś ma na pieńku.
- Hmm... Kusząca propozycja- Blaise rozciągnął swe usta w grymasie, który jego zdaniem miał przypominać szatański uśmiech.- Ale dla ciebie znajdziemy coś specjalnego, Weasley.
- O, tak- zawtórował mu Theodor.- Coś po czym będziesz błagać o taki los, jak jej.
Dziewczyna mimowolnie zadrżała. Znalazła się w tej całej sytuacji, bo nie mogła na błoniach napisać eseju na eliksiry. Czy to takie trudne? Czy ona zawsze musiała mieć takiego pecha? Chociaż z drugiej strony gdyby nie to, ta Puchonka źle by skończyła. Ginny spojrzała na nią ponownie. Dziewczyna trzęsąc się powoli wstawała. Spojrzała z przerażeniem  w oczy rudowłosej,a ta od razu pojęła co jeszcze przed nią. Ale przyszła tu, by ocalić tamtą dziewczynę. I to zamierzała zrobić. Ginny wiedziała, że nie uniknie jej losu. Mogła tylko starać się pomóc swojej poprzedniczce. Podeszła do niej. Dziewczyna była w opłakanym stanie. Teraz Weasley mogła dostrzec, że rany Puchonki nie były przypadkowymi draśnięciami. Układały się w słowa, zdania... Ginny podeszła do dziewczyny na odległość  mniej więcej trzydziestu centymetrów. Mogła teraz przeczytać słowa na ciele ofiary. On nie jest wart czystej krwi. Pochłonie cię i zniszczy jak rdza rower. Koniec ze szlamem. Twoja krew już jest brudna. Widać było, że każda litera sprawiała ból. Jakżeby mogło być inaczej. Rany nie były bardzo głębokie, ale poszarpane. Technika sprawiająca najwięcej bólu. Było to niezwykle przemyślane. Nie zrobili jej żadnych stałych uszkodzeń. Nie przecięli mięśni, nie złamali kości. Sprawili tylko cierpienie, o które im chodziło. Brak stałych uszkodzeń był powodem, dla którego Carrow'owie mogli się za nimi wstawić. I dzięki któremu mogli pozostać w szkole mając jedynie naganę.
Puchonka powoli podniosła głowę do góry i spojrzała w oczy rudowłosej. Ginny mało się nie zakrztusiła. Zielone jak liście dębu oczy patrzyły na nią przez mgłę. Łzy kapały po bladych policzkach mieszając się z krwią. Gryfonka z lekkim problem rozpoznała dziewczynę. Elene Thomp. Puchonka była na jej roku i chodziła z Colin'em Creevey'em. Dziewczyna od razu pojęła powód cierpień zielonookiej.  Taki powód... Niektórzy ludzie nie znają litości. Ginny ściągnęła pelerynę i rzuciła zdziwionej dziewczynie krzycząc:
- Uciekaj!
Puchonka niezdarnie chwyciła materiał w dłonie, po czym rzuciła się lekko kuśtykając  na korytarz. Nawet się nie odwróciła. Rudowłosa westchnęła. Teraz mogła liczyć tylko na siebie.
- No, no Weasley... Istny Samarytanin jakby powiedzieli mugole- zaśmiał się Theodor.
Blaise zarechotał w odpowiedzi. Powoli zaczęli podchodzić do dziewczyny odcinając jej jedyną drogę ucieczki jaką miała. Chociaż i tak by z niej nie skorzystała. Nie była głupia. Wiedziała, że by ją dopadli. Ich było dwóch, a ona jedna. I to bez różdżki. Mogła jeszcze liczyć, że Puchonka jej się odwdzięczy i pójdzie wezwać pomoc. Mogła... Bo w dzisiejszych czasach nikt nie mógł być niczego pewien. Każdy dbał o własną skórę. No chyba, że chcieli pobawić się w bohaterów- zganiła się Ginny. Nott i Zabini byli coraz bliżej. Ich śmiech ją otaczał i przytłaczał. Mogła teraz zobaczyć plamki w prawie czarnych oczach Theodora, niedokładnie ogolony policzek Blaise'a czy kolor łuski węża na pelerynie. Zdecydowanie nie chciała być w tej odległości do Ślizgonów. Nott pogładził ją po śnieżno białej koszuli, po czym zerwał jej rękaw.
- I co? Co teraz? Mam się dobrowolnie położyć? Czy może was wyręczyć i sama mam się zadźgać?- Dziewczyna założyła ręce na piersi spychając dłoń Ślizgona.
- To nie będzie konieczne.
Theodor zerwał jej drugi rękaw. Ginny stała teraz w porwanej koszuli z dumnie uniesioną głową. Obserwowała bacznie co dzieje się wokół niej. Blaise podszedł do Gryfonki ze sztyletem w ręku. Objął ją ramieniem trzymając lewą dłoń na biodrze dziewczyny. Przejechał sztyletem po jej nogach, od kolan idąc w górę. Przedmiot sunął teraz po szarej spódniczce. Ginny zadrżała czując zimny metal na skórze ręki. Sztylet nadal zmierzał w górę nie robiąc jednak ran. Najpierw chcieli ją postraszyć, tak, by mocniej odczuwała później prawdziwy ból. Nie było to zbyt pocieszające. Zimny przedmiot był już na jej szyi. Dziewczyna wstrzymała oddech. Jedno szarpnięcie, a przestanie oddychać na zawsze. W napięciu patrzyła jak Blaise bawi się nożem na jej szyi. Ślizgoni zachichotali. Jej strach był dla nich radością.  W końcu sztylet przeniósł się wyżej. Jedno szarpnięcie i Zabini trzymał z w dłoniach pukiel jej włosów. Uśmiechając się schował je do kieszeni spodni. Nott przytrzymywał Gryfonkę, bo ta chciała wykorzystać moment nieuwagi Blaise'a i uciec. Teraz miała już zdecydowanie marne szanse.
- Spokojnie. Nie wyrywaj się to będzie mniej boleć- Theo zaśmiał się wzmacniając uścisk.
Ginny nie posłuchała. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach ogarnęła ją panika. Szarpała się, skakała i próbowała oswobodzić ręce. Widząc jej starania Ślizgoni tylko się zaśmiali. Zapowiadała się dla nich dobra zabawa. Zabini podniósł jej podbródek sztyletem. To ją uspokoiło.
- Ciii... Jeszcze nie jest źle.- wyszeptał Blaise.
Przejechał ostrzem delikatnie pod brodą. Stanął teraz przodem do niej i się przybliżył. Wcisnął nogę miedzy jej i podniósł kolanem do góry przyciskając dziewczynę do ściany. Czuła jego oddech na szyi. Nóż zaczął błądzić po obojczyku.
Merlinie! Ratuj!
Może nie Merlina, ale pomoc to pomoc. Ciemna postać podeszła do oprawców i zaklęciem odsunęła ich od dziewczyny. Zaskoczona Gryfonka osunęła się na ziemię.
- Co. To. Ma. Być.- Słowa wypowiedzine zostały tonem tak lodowatym, że z pewnością zamroziły już nie jednego ucznia.
- Ppanie pprrofessorze... Ttto ttylkooo ttakki żart... - Ślizgoni wiedzieli, że mieli pecha. Carrow'owie by byli dumni, ale nie on.
- Jako dyrektor Hogwartu nie pozwolę sobie na takie zachowanie. Za pięć minut widzę was u siebie w gabinecie. Już tam lecieć.
Snape spojrzał na dziewczynę. Przypomniał sobie jak przed chwilą zobaczył całe zajście z daleka. Wyglądali jak Lily i James. Do dziś nie mógł sobie wybaczyć, że tamtego dnia jej nie pomógł. Ba! Oskarżył i upokorzył. Myślał, że Potter dopiął swego. Zdobył Evans. Dopiero widząc łzy Lily zrozumiał, że okularnik robił to bez jej zgody. Nie zważając na protesty. W ostatniej chwili go oszołomiła. I zobaczyła uciekającego chyłkiem Severusa. Dogoniła i spytała czemu nie pomógł. A on jak ostatni kretyn zaśmiał się oraz powiedział, że wyglądała jakby nie chciała pomocy. To ostatecznie przelało czarę goryczy. Wyzywanie od szlam mu wybaczyła, ale tego nigdy. Już więcej niczego od niego nie oczekiwała. I to było najgorsze... Mała Weasley miała szczęście, że ją trochę przypominała...
Severus otrząsnął się z rozmyślań i spojrzał na dziewczynę:
- Weasley, ruszaj się. Jak coś się stało idź do Skrzydła Szpitalnego. A na przyszłość radzę uważać. Nie zawsze będzie w pobliżu litościwy profesor.

~*~
Rozdział może trochę brutalny, ale musiałam go napisać. Taki impuls. W założeniu miał być całkiem inny, ale założenia nigdy nie były moją mocną stroną. Mimo wszystko notka wydaje mi się ciekawa. Może mało miłości, ale takie były czasy. Słowem - Ciężkie. Chciałam podziękować Wam serdecznie za wszystkie komentarze. Bardzo mnie wspierają. Jestem ciekawa Waszych opinii o rozdziale. Piszcie, a ja poszukam weny na następny rozdział.
XX
Daisy D.

3 komentarze:

  1. Rozdział rzeczywiście trochę brutalny, ale i tak świetny :) Zastanawiam się czy będzie w tym opowiadaniu Hermiona???
    Pozdrawiam,
    Coffie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Hermiona będzie, ale jako postać drugoplanowa i nieco później... Na razie szuka z Potter'em Horkruksów po lasach, więc nie może być jej w Hogwarcie ... Ale będzie na pewno.
      XX
      Daisy D.

      Usuń
  2. Potraktuj To Jako Koment o pierwszych 3 częściach ''Maski''. A zatem: Jest lepiej Niż myślałem że będzie. Nie było to jednak trudne, Spodziewałem się kompletnego Dna i mułu, Ale jednak lepiej. Historia NA RAZIE trzyma się kupy i (chyba) Kanonu. Narracja... Według Mnie Lepiej spisała by się wersja pierwszoosobowa, No ale Obecna Też Jest Jakaś... Najobszerniejszy Opis do tej pory był Przeznaczony Dla obrażeń, łez, i krwi puchonki Co jest... dziwne... No i jeszcze sporo drobnych rzeczy, które pojedynczo Nie stanowią problemu, ale w takiej ilości... Podsumowując części 1-3: Kijowo, Ale stabilnie. (Hejt mocno przekoloryzowany, Tak na serio na razie Jest naprawdę dobrze a to... ŹLE !! Naprawdę nie masz nic innego do roboty, tylko piszesz Niezłe blogi ?! Zepsułaś Mi wieczór, nie miałem NICZEGO konkretnego d czego mógłbym się przyczepić ! Jutro przeczytam bloga Karoliny, Może chociaż ona stanęła Na wysokości zadania i napisała Kompletnego Gniota, Stworzonego, by go shejcić. obyś miała Koszmary Senne. Pozdro.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy