Młoda Gryffonka zjeżyła się słysząc głos matki. Zawstydzona rozejrzała się po ciasnym pomieszczeniu szukając wzrokiem swej rodzicielki. Gdy tylko zobaczyła rude loki wołającej kobiety zaczęła przeciskać się między tłumem stojącym w kolejce. Z bolącym łokciem (torując sobie drogę uderzyła w metalową skrzynkę jakiegoś gburowatego czarodzieja) stanęła przed obliczem zirytowanej Molly Weasley.
- Wytłumasz bratu...-zaczęła spokojnie.- Że musimy kupić tę kiełbasę!- dokończyła krzykiem.
Ginny spojrzała zdezorientowana na brata. Bill Weasley stał z założonymi rękoma obok matki. Rude (jakżeby inaczej) kosmyki lepiły mu się do przepoconego czoła. Zdecydowanie przebywanie w zadusznym sklepie nie sprawiało mu przyjemności.
- Nie kupię tego rasistowskiego gówna- oświadczył. Jego zaciśnięte wargi tylko podkreślały, że łatwo nie zmieni decyzji. Z resztą tak było od zawsze.
- Bill...- zaczęła siostra. Chciała jak najszybciej wrócić do domu i mieć już za sobą te przeklęte, świąteczne zakupy.
- Nie- przerwał ostro najstarzy syn Weasley'ów. - Nie wydam pieniędzy na propagowanie takich poglądów.
Ginny rozejrzała się po pomieszczeniu. Miała nadzieję, że nie było tu żadnego Śmierciożercy. Nie potrzebne im były dodatkowe problemy przez zawziętość Billa.
- Czystokrwisty Szlachcic to zwykła, tradycyjna kiełbasa. Gdybyśmy nie robili zakupów na ostatnią chwilę moglibyśmy kupić inną, a tak po prostu nie mamy wyjścia- cedziła Ginewra. Po chwili dodała już łagodniej- Przecież wiesz, że tata nie wyobraża sobie Wielkanocy bez białej kiełbasy.
Bill nie wyglądał na szczególnie przekonanego, ale jednak... Wahał się. O tak. Zdecydowanie zaczynał mieć wątpliwości. Ginny musiała to wykorzystać.
- Bill... Nie chcesz chyba spędzić całych świąt patrząc na snującego się smętnie tatę bez swojej ukachanej, białej kiełbaski?
Zrezygnowany William wyciągnął z kieszeni porwanych jeansów kilka srebrnych monet. Podał je uradowanej Molly. Kobieta z uśmiechem na ustach przekazała je sprzedawczyni. Pulchna kobieta z wąsem zapakowała kilka pętek kiełbasy i podała je rudzielcom.
- Następny- przepitym głosem, jak automat pożegnała rodzinę.
Weasley'owie w mieszanych nastrojach opuścili sklep. Bill wcisnął zaciśnięte dłonie w kieszenie skórzanej kurtki, Molly trzymała torby z zakupami i podliczała wydatki, a Ginny wydawała się nieobecna duchem...
***
- No to smacznego.
- Smacznego- odpowiedzieli Molly chórem zapatrzeni w swoje talerze Weasley'e.
A było na co patrzeć. Z naczyń parowała z niezwykłym aromatem zupa o nazwie dość trudnej w wymowie. Żu-rek. Nie jest tradycyjną, angielską potrawą Wielkanocną i pewnie gdyby nie Janina Korszycka ( Ginny miała kiedyś zabawę polegającą na przeczytaniu nazwiska, Kołsyska? Kołrzjika? Mogła tak naprawdę długo), która była prababką Molly Weasley rodzeństwo nigdy by jej nie poznało. Zupa ta jednak wdarła się w tradycje rodziny Prewett i w ten sposób znalazła się na stole również rudej rodziny. I nie ma wątpliwości: niewątpliwie przypadła jej do gustu. Widać to było szczególnie po bliźniakach, którzy mając gdzieś wszystkie zasady dobrego wychowania siorbali potrawę z talerza. Fleur patrzyła na nich w milczeniu, ale z wyraźnym rozbawieniem w oczach. Ona sama z podejrzliwością dopiero zaczynała jeść zupę. Molly patrzyła na nich wszystkich troskliwym wzrokiem nakładając białej kiełbasy (dokładnie tej, o której było wczoraj tyle sporów). Z tej części posiłku najbardziej zadowolony był Arthur. Nie bawił się w nóż i widelec, wybrał palce. Tłuszcz kapał mu po rękach, ale gdyby nie karcące spojrzenie żony to by się tym specjalnie nie przejął. Wytarł dłonie w papierową serwetkę, podkasał rękawy i jadł dalej. Tylko Ginny nie miała apetytu. Bezmyślnie dziubała jedzenie łyżką słuchając rozmów przy stole.
- Jak tam chłopcy idą wam interesy?- zwróciła się do bliźniaków Molly.
- Przy stole...- zaczął George.
- Nie rozmawia się...- podjął Fred.
- O interesach- zakończyli chórem chłopcy.
- I bahłdzo shłuśnie. Mollii prziepyszna supaa- pochwaliła ze swoim francuskim akcentem Fleur.- Taka.. jak to się młówi? Nie na sodzień?
- Niecodzienna kochanie- poprawił Bill kładąc swą dłoń na jej smukłych palcach.
- Dziękuję shłońce. Nje sodzienna- powtórzyła w zamyśleniu.
- Tak, tak... Stary przepis. Ale miałaś na mnie mówić mamo kochanieńka.
- O łi łi.. znaczy tak tak.
- Ginny podaj mi sól, proszę- odezwał się w końcu znad swojej miski Arthur.
- Jasne- odparła ruda podając mu solniczkę.
Ginewra miała już dość tego posiłku. Wszyscy chcieli, żeby było jak zwykle w święta, ale tak nie było. Do braku Charlie'ego zdążyła się przyzwyczaić, ale Ron'a i Percy'ego? To nie było normalne. Przez to atmosfera mimo wszelkich starań musiała być dziwna i już.
- Dziękuję- powiedziała wstając i odnosząc do kuchni ledwo tknięte danie.
Molly wyglądała na zaniepokojoną.
-Skarbie... Nie smakuje ci?
- Po prostu nie jestem głodna mamo.
- Ginny, zaraz podam twoje ulubione ciasto. Jemu chyba nie odmówisz?
Patrząc na zachęcający uśmiech matki zdecydowała, że wmusi w siebie chociaż te przeklęte wypieki.
-Oczywiście, że nie odmówię- wymusiła na twarzy uśmiech. Miała nadzieję, że był przekonujący.
Najwyraźniej był, bo Molly nic już nie powiedziała. Poszła tylko po swoje popisowe ciasto. Położyła je na stole i ukroiła Ginewrze porządny kawałek. Patrząc na nie młodej Gryfonce całkowicie odechciało się jeść, ale trudno... Nie chciała przecież, by mama zaczęła się martwić. Pani Weasley już dość miała trosk i smutków.
- Przepyszne- pochwaliła rodzicielkę. Rodzicielka odwzajemniła się szerokim uśmiechem.
- To ja tłesz popłoszę- Fleur ledwo zauważalnym ruchem odsunęła od siebie talerz z niedokończoną zupą. Najwyraźniej danie nie przypadło jej do gustu.
Ginny starała się jak najszybciej skończyć jedzenie. Jeszcze tylko jeden kęs i...
- Dziękuję, ja już pójdę do siebie- mówiąc to wstała od stołu.- Powinnam dokończyć esej. W końcu już za dwa dni wracam do Hogwartu...- zaczęła tłumaczyć się Ginewra.
Pani Weasley spojrzała niepewnie na męża.
-Arthur... Ty jej powiedz.
- Ty na to nalegałaś. Ty to powiedz.
Molly wydawała się rozczarowana. Z irytacją odwróciła się od małżonka. Jej spojrzenie powędrowało do córki.
- Ginny, kochanie... Wspólnie z tatą zdecydowaliśmy, że ta szkoła nie jest już w ogóle bezpieczna. Nie wrócisz do Hogwartu.